Dzień 10 - Wtorek, 27.07

Bellegarde - Nantua - Montréal-la-Cluse - St Martin - Poncin - Saint-Jean - Amberieu en Bugey - Meximieux - Montluel - Villeurbanne - Lyon, 121 km

zdjęcia << >>

Nantua Okazuje się, że tuż za miejscem mojego noclegu jest camping. Siadam na parkingu na ławce, jem pulpę pomidorową ze szwajcarskim chlebem i polską kiełbasą. Mimo koszy na śmieci na parkingu jest brudno, walają się plastikowe kubki. Góry stają się bardziej skaliste, ale niższe. Dojeżdżam do Nantua położonego nad jeziorem. Jest zimno i wieje. Mijam Cerdon, gdzie są ponoć ciekawe jaskinie. Nagle kończą się góry. Następuje długi zjazd na nizinę, która się ciągnie aż do Lyonu.

Jestem bardzo głodny, więc zajeżdżam do miasteczka. Nie znajduję marketu, kupuję tylko ciastko w cukierni. Przed Lyonem w Intermarche robię pierwsze prawdziwe zakupy we Francji. Kupuję wodę 1.5 l (wodopojów tu już nie ma), banany, bagietki i mapę Vallee du Rhone Michelin. Bagietki to we Francji najtańsze pieczywo, 2 razy tańsze niż chleb. Bagietki łamię na pół, żeby weszły do sakw.

Pogoda doskonała. Przy wjeździe do miasteczka przed Lyonem jest tabliczka, że jest ono zaprzyjaźnione z jakimś polskim miasteczkiem - chyba Białołęka czy coś takiego. Nie widać dobrego miejsca na nocleg. Przy drodze domy, a lasy tylko na wzgórzach. Dostrzegam las czy park po drugiej stronie rzeki. Postanawiam tam pojechać i rozbić namiot. Błądząc trafiam na drogę szybkiego ruchu z zakazem jazdy rowerem, o czym nie wiedziałem. Przejeżdżający samochód żandarmerii eskortuje mnie do wyjazdu. Trafiam prosto do tego parku. Okazuje się, że jestem na wyspie, otoczonej Rodanem i kanałami. Jest trochę rowerzystów i spacerowiczów. Znajduję dużą gęstwinę drzew, którą od drogi spacerowej nad kanałem oddziela stromy nasyp wys. ok. 1.8 m. Z trudem przenoszę przez niego rower, oddzielnie sakwy. Tam rozbijam namiot, noc mija spokojnie.

zdjęcia << >>