Dzień 23 - Poniedziałek, 09.08

Cremona - Robecco d'Oglio - Manerbio - Montichiari - Lonato - Desenzano del Garda - Sirmione - Peschiera - Ronchi, 112 km

zdjęcia << >>

Zamek Scaligeri w Sirmione Jestem gotowy do drogi już o 6:00. Główna szosa prowadzi przez most z zakazem jazdy rowerem. Nie znajduję innej drogi i nadkładam 3 km z powodu niezrozumienia włoskich napisów. Okazuje się, że jest ścieżka rowerowa, która ma prowadzić obok szosy, tylko, że jest "under construction". Przejeżdżam mostem mimo zakazu, tym samym opuszczam krainę Emilia Romagna i wkraczam do Lombardii. Po drugiej stronie, kiedy wyciągam mapę, podjeżdża rowerem miejscowy człowiek na góralu i proponuje, że wyprowadzi mnie na drogę na Manerbio. Ledwo nadążam, bo jedzie przez zaułki Cremony 30 km/h, przez chwilę prowadzi mnie drogą z zakazem dla rowerów. Wygląda na takiego, co codziennie rano przez pójściem do pracy robi sobie intensywną przejażdżkę przez miasto. Gdy mi uciekł, nie wytrzymuję, staję się i piję. On pognał dalej, ale po 2 minutach wraca i pokazuje, że mam jechać prosto, po czym zawraca do miasta. Nie zobaczyłem centrum Cremony, ale przynajmniej szybko z niej wyjechałem, co we włoskich miastach nie jest łatwe. Zjadam na śniadanie kaszkę manną z mlekiem w proszku, bo nic innego nie mam. Nie chce mi się grzać wody, więc czekam, aż nasiąknie zimną.

W Robecco robię wreszcie zakupy. W upał próbuję się zdrzemnąć między polem a rzeczką, ale nie wychodzi, bo drzewo daje zbyt słaby cień, do tego krzywe podłoże i owady. W Montichiari wszystkie sklepy zamknięte, bo sjesta. Sklepy w tej części Włoch są przeważnie czynne do 12:30 (mattino) i od 15:00 (pomeriggio). Nawet jak jest napisane, że przerwa zaczyna się o 12:30, zdarza się zamkną np. 20 minut wcześniej, bo nie chce im się siedzieć. Najbardziej potrzebuję wody. W Lonato trafiam na wodopój, a później kupuję sok i ciastka, bo jest już 15:15. W Desenzano trafiam na ścieżkę rowerową wokół jeziora Garda, ale nie podoba mi się. Prowadzi przez pola i wsie, każdy pies na mnie szczeka jak w Polsce, a jeziora wciąż nie widać. Zjeżdżam na szosę przebiegającą blisko jeziora. Od razu lepiej.

Ruiny rzymskich łaźni w Sirmione Koło Sirmione idę na trawiastą plażę i kąpię się. Woda cieplejsza niż w Morzu Śródziemnym (podobno latem dochodzi do 27 st. C), brudniejsza, ale nie jest przynajmniej słona, więc po wyjściu człowiek się nie lepi. Za to trochę trudniej się pływa. Na plaży jest zimny prysznic. Jest znak zakazu biwakowania, a parę metrów od znaku stoi... namiot. Trochę pada. Zwiedzam Sirmione leżące na półwyspie. Miejscami półwysep jest tak wąski, że domy i hotele po obu stronach ulicy stoją nad jeziorem. Przy wjeździe do starego miasta stoi zamek Scaligeri na wodzie, a za nim stare miasto z wąskimi uliczkami pełnymi turystów. Kupuję widokówkę, a po znaczek, podobnie jak we Francji, odsyłają do Tabacchi. Sprzedają mi priorytetowy, za 62 centy. Idę zobaczyć rzymskie ruiny, ale są udostępniane tylko do 19:00.

Postanawiam pojechać trochę wschodnim brzegiem jeziora na północ. Opuszczam Lombardię i wjeżdżam do krainy Veneto. Peschiera jest ciekawa, dużo kanałów i jachtów, ale nie robię zdjęć, bo jest późno. W Ronchi zjeżdżam z drogi nad jezioro na nocleg. Przy plaży znajduje się hałaśliwy lunapark Gardaland, idę więc na północ ścieżką wzdłuż jeziora. Dochodzę do przystani jachtowej i rozbijam namiot na skrawku płaskiego trawnika przy plaży. W nocy z pomostu dochodzi głośna muzyka i głosy ludzi. Są tu prawie sami Niemcy. Trochę ludzi spaceruje ścieżką obok namiotu, ale noc przebiega spokojnie.

zdjęcia << >>

Linki