Dzień 29 - Niedziela, 15.08

Mittewald - Thal - Lienz - Dölsach - Winklern - Döllach - Heiligenblut, 57 km

zdjęcia << >>

Z Dölsach. W dole Lienz. Trochę szosą i trochę ścieżką rowerową dojeżdżam do Lienz. Austriacka niedziela, straszą zamknięte sklepy. Na starym mieście robię zdjęcie mapy z campingami. Wcześniej słyszałem, że w Lienz warto wziąć mapkę Hohe Tauern w informacji turystycznej. Niestety Informacja zamknięta, chociaż jest 13:00. Widocznie Austriacy uważają, że niedziela jest dniem, w którym turyści powinni siedzieć w domach. Za miastem zjadam oszczędnie parę bułek kupionych w Cortinie. Na zamkniętym supermarkecie Spar wisi prowokująca reklama uśmiechniętych ludzi. Mogliby dla przyzwoitości w niedziele i inne trupie dni zastępować ją plakatem z czaszką czy czymś podobnym, co odzwierciedlałoby nastrój, żartobliwie zwany świątecznym.

Zaczyna się podjazd, brakuje mi wody. Pierwszy wodopój dopiero na przełęczy Dölsachpass (ok. 1200 m). Potem zjazd do Winklern na 800 m i łagodnyme podjazdy. Na przystanku w Döllach podsuszam koszule i kończę ostatnie bułki. Zamierzam wcześnie dotrzeć na camping w Heiligenblut i pójść spać, a jutro najeść się za dzisiaj. O 17.00, parę km przed Heiligenblut widzę camping (1090 m). Nie wiem, czy to ten zaznaczony na mapie, ale idę tam, bo potem może nie być. Okazuje się bardzo kosztoefektywny - jest sauna, podgrzewany basen, prąd i woda blisko namiotu, a płacę tylko 6.92 euro. Blok sanitarny mieści się w ładnym domku, a nie w baraku. W nowej, czystej łazience z głośników w suficie płynie muzyka. Mało ludzi (sami Holendrzy), można się rozbić w dowolnym miejscu. Recepcja jest czynna bardzo krótko, chyba od 17:00 do 20:00 i trochę rano. Jest napisane, że jak przyjdziesz, a recepcja jest zamknięta, możesz się rozbić, a zameldujesz się kiedy otworzą. Stawiam namiot tak, żeby wcześnie wstać, czyli żeby rano był w słońcu. Rozwieszam mokre rzeczy na sznurku rozciągniętym między namiotem a rowerem, ale nie mogę go naciągnąć i sąsiedzi oferują mi swój sznurek między drzewami.

Mam wrażenie, że niska cena jest odszkodowaniem za zimny klimat. Słońce szybko zachodzi za górą, o 21:00 jest już tylko 5 st. C. Zakładam na siebie 2 polary, spodnie polarowe i kalesony, kilka par skarpet, czapkę, rękawiczki i wszystkie suche koszule. Dwa razy biorę prysznic, żeby się zagrzać. Parę razy idę do bloku sanitarnego wyłącznie w celu zagrzania się. Jem kilka gorących kubków. Zagrzewam w garnku wodę, którą wnoszę do namiotu, żeby pełniła funkcję kaloryfera. Słucham w radiu, jakie to upały nawiedziły Austrię, że w Wiedniu czy Salzburgu jest ponad 30 st. Ta noc jest najzimniejsza z całej wyprawy.

zdjęcia << >>

Linki