Dzień 30 - Poniedziałek, 16.08

Heiligenblut - przełęcz Hochtor - Fusch, 46 km

zdjęcia << >>

Grossglockner Hochalpenstrasse "Kaloryfer" lodowaty. Długo się zbieram i suszę rzeczy, wyjeżdżam późno. Recepcja zamknięta, więc wieszam numerek od namiotu na klamce. W centrum Heiligenblut widzę ośnieżony najwyższy szczyt Austrii - Grossglockner, 3798 m. Adeg Markt okazuje się być czynny w niedziele, do 18:00. Gdybym wczoraj o tym wiedział, zdążyłbym tu przyjechać. Kupuję na śniadanie obowiązkowy litr mleka i roladę orzechową 350 g, które konsumuję na miejscu, a na później biorę chleb, rodzynki i parę czekolad. Okazuje się, że w Heiligenblut są jeszcze 3 inne campingi. Podjazd stromy. Po chwili dojeżdżam do bramek. Za przejazd Grossglockner Hochalpenstrasse samochodem płaci się 26 euro, motocyklem - 17 euro, a rowerem - nic. Ruch jest całkiem spory. Zaczyna się park narodowy. Trasa jest ciekawie urządzona - w paru miejscach są muzea i wystawy, tablice informacyjne z mapkami, parę skepików i restauracji i dużo piknikplaców. Na Kasereck, 1900 m nabieram wody, co trochę trwa, bo bardzo wolno kapie. Za nim zjazd i drogi się rozchodzą - jedna prowadzi pod Grossglockner, druga na Hochtor. Siadam na kole komuś na góralu, jeśli siedzeniem na kole można nazwać jazdę 6 km/h. Potem prędkość jeszcze spada, do 4 km/h, aż trudno utrzymać równowagę. Cały czas w polu widzenia mam Grossglockner i inne ośnieżone szczyty. Droga bardzo kręta, a zakręty są numerowane. Udaje mi się usłyszeć świstaka, ale go nie widzę. Nie zdążyłem nagrać dźwięku. Krajobraz staje się surowy.

Docieram na Hochtor. Po drugiej stronie tunelu jest całoroczna ślizgawka. Ubieram się i zjeżdżam na Fuscher Lacke, gdzie w domku na 2 piętrach oglądam wystawę "Bau der Strasse" poświęcona tym, którzy zginęli podczas budowy tej drogi w latach 30. XX wieku. Eksponaty to głównie zdjęcia i filmy. Rozbieram się przed kolejnym podjazdem. Na Fuscher Törl znajduje się taras z widokiem na Grossglockner. Nie mam już ochoty wjeżdżać na Edelweiss Spitze, 2571 m. Zjeżdżam i przegapiam Museum Alpine Naturschau (chyba i tak było już nieczynne). Zakręty nie pozwalają jechać szybko. Ciągnę się z prędkością 50 km/h za sznurem kilku samochodów, ale kilku rowerzystów nas wyprzedza. Czuję się niepewnie z tak długą drogą hamowania. Kiedy samochód przede mną hamuje, omal na niego nie wpadam. Innym razem podczas hamowania tylne koło wpada mi w poślizg i cudem udaje mi się uniknąć upadku. Po przejechaniu przez bramki zaczyna się łagodny zjazd, więc daję się wyprzedzić samochodom. Docieram do Fusch. Idę niezdecydowany na camping, bo rozważam jeszcze możliwość jazdy na nocleg dalej do Bruck albo Zell am See. Ostatecznie zostaję tu. Płacę 7.50 euro. Jest gorszy niż ten ostatniej nocy, tłoczny i w cenie nie ma prysznica. Tzn. zimna woda jest, a po wrzuceniu żetonu (do nabycia w recepcji za 1.10 euro) przez parę minut płynie ciepła. Biorę więc zimny prysznic, a potem wpadam na to, że mogłem użyć worka prysznicowego z gorącą wodą pobraną z kranu. Wysokość ok. 850 m, noc dużo cieplejsza niż poprzednia.

zdjęcia << >>

Linki