Dzień 7 - Sobota, 24.07

Spiez - Zweisimmen - Gstaad - Saanen - Château-d'Oex - Lessoc, 62 km

zdjęcia << >>

Promenada w Gstaad Czekam, aż przestanie padać, w końcu tracę nadzieję i zwijam się o 11-tej w deszczu. W Zweisimmen odbywają się jakieś uliczne imprezy. Za miastem ciężki podjazd do Gstaad (wys. ok. 1200 m). Gstaad to drogi kurort narciarski. W centrum jest ruchliwy deptak, a przy nim małe, drewniane domki, sklepy z pamiątkami i sklepy jubilerskie.

Wjeżdżam do francuskojęzycznego kantonu. Na początku nie rozumiem prawie żadnych napisów. W pierwszym miasteczku architektura jest jeszcze taka, jak w niemieckojęzycznej części. Za miasteczkiem mijam weselnie przystrojony samochód, który próbuje bezskutecznie ruszyć pod górę, a grupa kilkudziesięciu Hindusów pomaga mu i dopinguje po angielsku. Zaczyna lekko padać, kiedy jadę błotnistą szutrówką przez świerkowy las. Czekam pod drzewem, ale zaczyna się ulewa. Gdy cały przemoczony nakładam pelerynę, przestaje padać. Chcę dojechać do lub pod Bulle. W Lessoc schodzę z głównej drogi, żeby odpocząć i zjeść. Siadam na jakiejś tamie, gdzie jest kran z wodą i kosz na śmieci. Robi się późno i chłodno (wys. 1000 m). Ubieram się ciepło do wieczornej jazdy, ale dostrzegam drewnianą budkę - przystanek kolejowy na żądanie. Sprawdzam rozkład jazdy - już nic nie będzie jechało, a rano dopiero po siódmej. Miejsca jest w niej sporo, są ławki, zamykane okna z drewnianymi okiennicami, zamykane drzwi, lampa w środku, kosz na śmieci i posadzka na podłodze. Wygląda na atrakcyjne miejsce noclegu, zwłaszcza że noc szykuje się zimna. Z tyłu budki jest daszek, pod którym stoi kilka nie przypiętych rowerów. Wstawiam rower do budki, zamykam drzwi, kładę się w śpiworze na ławce. Przez szparę w oknie wpada chłodne powietrze. W nocy wprawdzie marznę, ale w budce jest dużo cieplej niż na zewnątrz.

zdjęcia << >>