Rano robię zakupy w Spar. Na Gampenjoch (1500 m) zastaje mnie ulewa, którą trochę przeczekuję pod dachem na tarasie zamkniętego budynku informacji turystycznej. Decyduję się zjechać w deszczu do Merano. Po drodze nie wytrzymuję i przeczekuję jeszcze z 20 minut pod wiatą przy restauracji.
W Merano ciepło i nie pada, kupuję bardzo dobry południowotyrolski chleb. Dalej znowu podjazdy, droga nabiera charakteru prawdziwie alpejskiego, a w miasteczkach przeważają drewniane domki w stylu tyrolskim. Za St. Leonhard zaczyna się ciężki podjazd na Jaufenpass (Passo Giovo). Jakiś dzieciak na góralu wyjeżdża z bocznej dróżki, dogania mnie, a nawet wyprzedza, potem ja go wyprzedzam i tak w kółko, ale w końcu wymięka i zawraca. Robi się zimno, a wiatr poważnie utrudnia jazdę. Uroku dodają przemykające nad drogą chmury. Na górze (2094 m) jest restauracja, ale ja odpoczywam na ławce na zewnątrz, w temp. 7 st. C. Do zjazdu zakładam na siebie wszystko co mam, oprócz czapki, której nie mogę mieć ze względu na kask. Zjeżdżam do Vipiteno i za miasteczkiem schodzę na nocleg pod wiaduktem, którym przez całą noc jeżdżą pociągi. Ta noc jest najzimniejsza ze wszystkich.
zdjęcia << >>