Dzień 12 - Czwartek, 04.08

Brennero - Brenner - Innsbruck - Seefeld (1120 m), 80 km

zdjęcia << >>

Innsbruck Ruszam wcześnie, robię śniadaniowe zakupy (tradycyjnie mleko i rolada) w pierwszej miejscowości i dojeżdżam do granicy w Brenner. Po stronie włoskiej stoi osiedle brzydkich bloków, po austriackiej kilka sklepów. Pada coś, co wygląda na śnieg z deszczem. Nie mam w ogóle ochoty na jazdę. Staję na zakupy w Spar, gdzie kupuję pieczywo i banany. Później się wypogadza i ociepla. W pięknym słońcu zjeżdżam do Innsbrucku. Miasto nieduże i nieprzyjazne rowerom. Ale tramwaje na tle gór stanowią niecodzienny widok. W centrum tłoczno od turystów. Postanawiam jechać na camping do Seefeld. Za miastem są już ścieżki rowerowe. Trochę błądzę i w pewnym momencie na stromym zjeździe ścieżką połączonym z ostrym zakrętem wywracam się. Na kolanie mam dość bolesną ranę. Starszy pan wskazuje mi drogę na Seefeld.

Droga okazuje się dość ruchliwa i stroma. Jakiś kierowca zatrzymuje się i upomina mnie, że to droga nie dla rowerów i że powinienem jechać dookoła przez Zirl. Jest to ostatnia rzecz na którą mam ochotę, więc przeczekuję aż odjedzie i kontynuuję podjazd. Nie widziałem żadnego znaku, a inni rowerzyści też tu się trafiają. Mam dosyć jazdy i schodzę w las na odpoczynek i orientację w możliwości noclegu, ale stwierdzam, że pojadę do Seefeld, bo muszę coś zrobić z tą raną. Na drodze robi się korek przez popsutą węgierską ciężarówkę, którą potem zajmuje się pogotowie drogowe. Od tej chwili ruch jest mniejszy.

Dojeżdżam w końcu do Seefeld, gdzie idę na camping Alpin. W recepcji płacę obsługującemu mnie Rosjaninowi 10 euro, a właściciel zachęca mnie do skorzystania z sauny. W budynku sanitarnym na parterze jest nowa, czysta łazienka (kilkanaście kabin prysznicowych), a na piętrze sauna i łaźnia turecka. Po rozbiciu namiotu idę do sauny; oprócz mnie siedzi tam dwóch Włochów i jedna Włoszka. Kolejny raz potwierdza się, że im wyżej, tym lepsze warunki za niższą cenę.

zdjęcia << >>

Linki