|
Zjeżdżam dalej, jest coraz cieplej, pojawia się język włoski, a na stacjach benzynowych ceny w euro (paliwo tańsze o parę centów niż we Włoszech). Przekraczam granicę i już w pierwszej miejscowości (600 m) ukazują mi się palmy. Za Chiavenną (300 m) przydrożny termometr pokazuje 31 st. Słychać cykady, na ulicach pustawo, większość sklepów zamknięta. W supermercato kupuję banany i pieczywo. Dojeżdżam nad Lago di Mezzola w potwornym upale i idę na plażę. Woda bardzo ciepła.
Za Verceią zaczyna się dolina Valtellina. Praktycznie cały czas są jakieś miasteczka. Doliną w pobliżu rzeki prowadzi główna szosa (ruchliwa i nieprzyjemna), tory kolejowe, a miejscami podrzędna droga równoległa do szosy, którą wykorzystuję kiedy tylko nie jest zbyt dziurawa. Na stromych zboczach rosną winogrona. Przez całą drogę w dolinie trafiam na tylko jeden wodopój. Przed Sondrio okazuje się, że droga podrzędna jest zamknięta w moją stronę i muszę jechać szosą. Za miastem ruch już mniejszy. W końcu odbijam od głównej szosy na podjazd na przełęcz Aprica. Po drodze nabieram wody w przepięknie położonej Motta. W akacjowym lesie schodzę z szosy i prowadzę rower pod górkę wąską ścieżką. Rozkładam się na ścieżce na nocleg. Podłoże wilgotne, zboczem płyną strużki wody. Do butów wchodzą mi ślimaki.
zdjęcia << >>