Dzień 7 - Sobota, 30.07

Passo Crocedomini - Bagolino - Anfo - Pieve Vecchia - Capovalle - Lago di Valvestino - Gargnano - Toscolano Maderno (170 m), 88 km

zdjęcia << >>

Lago di Valvestino Komórka nie ma zasięgu w sieci TIM, więc tymczasowo wybieram inną, aby wysłać SMS. To jedyny moment na wyprawie, kiedy straciłem zasięg w jakiejkolwiek sieci. Odczuwam wielką ulgę gdy w końcu na wys. 1500 m trafiam na wodę. Spływa z wodospadu przy drodze, schodzę do niej i uzupełniam zapasy. Potem z wodą nie ma problemu. Kończą się drzewa i wokół tylko łąki. Dopiero na ok. 1800 m jest schronisko, a po drugiej stronie boisko, gdzie dzieci grają w nogę. Po chwili jestem na przełęczy. Jest tam restauracja i sporo ludzi, ale nic ciekawego.

Zjeżdżam podziwiając krajobraz łysych hal. Niżej robi się wyraźnie cieplej. Za pierwszym miasteczkiem - Bagolino (600 m) - następuje lekki podjazd na malowniczą drogę prowadzącą zboczem skalistej góry nad przepaścią. Jadę tak w upale, aż po lewej w dole ukazuje się jezioro Lago d'Idro. Rozważam zatrzymanie się na campingu, ale jest za wcześnie na zjazd na nocleg (ok. 13-tej), więc podejmuję ambitne postanowienie, że dojadę dziś nad Gardę. Dojeżdżam do końca jeziora i w Crone po drugiej stronie odbijam na podjazd prowadzący nad jezioro Garda. Upał jest niemiłosierny i brakuje wody. Staję co chwilę, ale wyżej pojawia się strumyk. Niestety woda kapie z niego słabiutko i jest ciepła. Wyżej robi się chłodniej i jazda staje się przyjemna. Podjazd wiedzie do 1200 m, po czym następuje zjazd nad podłużne, sztuczne jezioro Valvestino. Droga wzdłuż jeziora oferuje atrakcyjne widoki, przeszkadza tylko upał i suchość.

W Navazzo klimat nagle się zmienia na bardziej wilgotny. Tam widąc już Gardę i zaczyna się zjazd. Zjeżdżam z ok. 600 na 170 m do Gargnano, zaliczając przy tym kilka stref klimatycznych. Na dole parno, cykady i palmy. Jestem tam ok. 18-tej i kieruję się na południe na camping z dostępem do jeziora w Toscolano Maderno. Płacę 10 euro (ciepły prysznic 55 centów) i rozbijam namiot. Nie mogę wbić szpilek, sąsiedzi Holendrzy zagadują i pożyczają mi młotek. Biorę prysznic, gotuję coś ciepłego. Wieczorem idę nad jezioro zrobić nocne zdjęcia drugiego brzegu, ale nie wychodzą. Słyszę Polaków biesiadujących nieodpodal przy grillu i wódce.

zdjęcia << >>