Dzień 3 - Wtorek, 20.07

Oberriet - Buchs - Sargans - Walenstadt - Ziegelbrücke - Rapperswil - Pfäffikon, 85 km

zdjęcia << >>

Rapperswil Wstaję o 8-ej. Wyjeżdżam na szosę, przystanek autobusowy pozwala się zorientować, w którą stronę mam jechać. Trafiam na drogowskazy Seenroute i dojeżdżam do Renu. Trasa prowadzi wałem przeciwpowodziowym wzdłuż rzeki, a po drugiej stronie jest Liechtenstein (parę km od Vaduz). Przejeżdżam drewnianym mostkiem na drugą stronę, po paru km wracam mostem samochodowym do Szwajcarii. Na ścieżce rowerowej jest trochę rowerzystów, biegaczy i rolkarzy. Niektórzy rolkarze używają kijków narciarskich (lub podobnych) jako napędu. Trasa odbija od Renu i wiedzie do miasteczka Sargans. Tu mam okazję po raz pierwszy posłuchać dłużej szwajcarskiej mowy. O ile w piśmie używany jest Hochdeutsch (ale uwaga: rower to Velo, a nie Fahrrad), to z rozumieniem ze słuchu jest trudniej. Ludność na codzień mówi w Schwyzerdüetsch, a raczej każda dolina mówi innym dialektem. Najłatwiej, oczywiście, zrozumieć imigrantów.

Za Walenstadt dojeżdżam do jeziora Walensee. Wchodzę na camping z dostępem do wody, żeby się wykąpać, ale zbliża się burza. Korzystam z pobytu na campingu biorąc prysznic i robiąc pranie. Zapominam zabrać szare mydło. Udaje się opuścić camping bez płacenia. Przeczekuję burzę pod mostem. Jezioro jest otoczone skalistymi górami o stromych zboczach. Trasa prowadzi południowym brzegiem jeziora, raz niżej, raz wyżej, półkami skalnymi z barierką, czasem tunelami. Obok, nad lub pod trasą rowerową biegnie szosa, która ma swoje tunele. Na krótkim odcinku, gdzie nachylenie wynosi 25%, sprowadzam rower. Za jeziorem jest następne - Zürichsee, gdzie dojeżdżam do Rapperswil. Ładna starówka, zamek, ale trochę za ciemno na zdjęcia. Jadę długim mostem do miasteczka o wdzięcznej nazwie Pfäffikon. Gubię drogę na Einsiedeln, wracam do Rapperswil aby sfotografować mapkę i ponownie jadę długim mostem do Pfäffikon. Okazuje się, że na skrzyżowaniu przegapiłem znak skrętu w lewo. Skręcam w lewo, a tam znak rowerowy: "steigt 520 m auf 8 km". Niedobrze.

Podjeżdżam kawałek i odpoczywam na ławce przy szosie, skąd rozpościera się ładny nocny widok na jezioro i oświetlone miasta. Postanawiam przenocować pod gołym niebem. Kładę się na karimacie na nieczynnym dojeździe do biegnącej obok autostrady, przykrywam sakwy i siebie płachtą. Zaczyna padać. Płachta za mała, śpiwór i inne rzeczy mokną.

zdjęcia << >>

Linki